niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 7

*2 tygodnie później*
Abby's POV
Powiedziałam mu wszystko. Nie wiem czy dobrze zrobiłam. Teraz to i tak nie ma znaczenia. Jest źle. Jake nie daje spokoju ani mi, ani Justinowi. Najgorsze jest to, że wplątałam w to jeszcze jego. Po co mi to było?
Bo byłam samolubna. Myślałam tylko jak ulżyć swojemu cierpieniu. Nie pomyślałam, że tamten psychopata może mu coś zrobić. Myślałam, że Justin odpuści. Pomógł mi raz, drugi i w tym momencie jestem pewna, że mógłby zrobić to po raz trzeci. Jest moim przyjacielem. Tak, tak mogę go nazwać. Ufam mu. Teraz gdy zna już moją tajemnicę, nie mam co przed nim  ukrywać. Wstałam dziś dość wcześnie. 8.45. Tak jak na mnie to bardzo wcześnie. Nie mogłam spać. Cały czas przewracałam się z boku na bok myśląc. O czym myślałam? To chyba oczywiste. O moim cudownym spokojnym życiu zwykłej, niewidzialnej zupełnie przewidywalnej nastolatki. A tak naprawdę to myślałam o Jake'u i o tym jak się od niego uwolnić. Wstałam z łóżka kierując się do łazienki po drodze przeglądając się w lustrze. Wyglądałam jak gówno. Może nawet gorzej. Włosy roztrzepane, każdy w inną stronę, opuchnięte oczy od płaczu. Tak, tak właśnie wyglądałam. Weszłam do łazienki od razu wchodząc pod prysznic. Odkręciłam kurek i poczułam spływające krople gorącej wody. Wcierałam w siebie żel pod prysznic i relaksowałam dzięki gorącu. Spłukałam pianę i wyszłam z kabiny. Osuszyłam się ręcznikiem i przypomniałam sobie, że zapomniałam ubrań z pokoju. Zawinęłam się ręcznikiem, który teraz sięgał mi do połowy ud i wyszłam z łazienki w celu znalezienia jakiś ubrań. Otworzyłam drzwi i o mało nie dostałam zawału.
-Bieber co ty tu robisz?!- krzyknęłam prawie na cały dom
-Też się cieszę, że cię widzę. Jak to co robię, podziwiam widoki- odpowiedział z zadziornym uśmiechem
-Jakie widoki?- zapytałam zdezorientowana dopiero po chwili zorientowałam się że stoję przed chłopakiem w samym ręczniku.- Jesteś niewyżyty- zaśmiałam się kręcąc głową
-Jestem tylko facetem- zaczął się usprawiedliwiać wymachując rękami
-Dobra poczekaj na mnie idioto idę się ubrać
-Nie musisz przecież. Tak jest dobrze.- odpowiedział z tym znanym uśmiechem
-Możesz pomarzyć- mówiąc te słowa wyjęłam z szafy czarne postrzępione szorty i beżową koszulkę na ramiączkach z nadrukiem : "pick me" Ponownie weszłam do łazienki zdejmując z siebie ręcznik i wkładając wcześniej wybrane ubrania.
-Dobra już jestem gotowa
-Ślicznie wyglądasz- odpowiedział Justin odwracając głowę w moją stronę
-Nie podlizuj się- zaśmiałam się- Co robisz?
-Oglądam twoje zdjęcia. Ile tu miałaś lat?- szatyn pokazał palcem na moje zdjęcie z rodzicami, na którym byliśmy na wakacjach.
-Chyba 13 ale nie pamiętam dokładnie- odpowiedziałam zgodnie z prawdą
-Już wtedy byłaś piękna- powiedział jeżdżąc kciukiem po zdjęciu.
-Dziękuję, ale naprawdę z ciebie lizus- powiedziałam śmiejąc się i roztrzepując jego włosy
-Ja tylko mówię prawdę. Tobie to prawić komplementy.
-Nie jestem przyzwyczajona-
Justin już otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu głos mojej mamy.
-Abby!
-Tak mamo?! - powiedziałam wystawiając głowę przez próg mojego pokoju.
-Musimy już z tatą jechać do biura. Uważaj na siebie. W razie czego biorę klucze. Aaa i Jake do ciebie przyszedł. Kto przyszedł? Chyba się przesłyszałam. Naprawdę mamo.
-Dobrze mamo idź już bo się spóźnisz.- powiedziałam szybko odwracając głowę z powrotem do pokoju.- -Justin, Jake przyszedł. Co ja teraz zrobię? Boże on mnie zabiję
-Spokojnie skarbie nic ci nie zrobi jestem tu- powiedział spokojnym głosem, podszedł do mnie i przytulił mnie pocierając moje plecy, aby mnie uspokoić. I właśnie w tamtym momencie drzwi do pokoju się otworzyły. Serio nie mógł sobie wybrać lepszego momentu. 
-Zabieraj te łapy od mojej dziewczyny- wysyczał Jake wyraźnie zły
-Z tego co wiem, to już nie jest twoja dziewczyna.- Justin odpowiedział spokojnym głosem. Chyba za spokojnym
-Słucham?! Coś ci się chyba pomyliło!- wykrzyczał prosto w twarz Justinowi na co ten zaciągnął mnie za swoje plecy zasłaniając mi przy tym cały widok. Moje oczy zaczęły wilgotnieć, a pod powiekami zaczęły zbierać się łzy.
-Posłuchaj mnie. Zostawisz Abby w spokoju, bo jak widać ona nie chce mieć już z tobą nic wspólnego. - Szatyn zaczął mówić spokojnie nie unosząc głosu. Nie wiem jak on mógł zachować taki spokój.
-Posłuchaj mnie. Nie będziesz mi mówił co mam robić ze swoją dziewczyną.- powiedział i odepchnął Justina tym samym łapiąc mnie za ramię i przyciągając do drzwi.
-Puść mnie kretynie to boli!- próbowałam wyrywać się z jego uścisku.
-Gdybyś była grzeczna to by nie bolało. - po tych słowach Jake został przyciągnięty do ściany. Justin. Korzystając z okazji uciekłam na drugi koniec pokoju. Justin zaczął okładać Jake'a pięściami i kopiąc go na co on zgiął się wpół. Jake nie pozostając dłużny odepchnął go od siebie również zaczynając go bić. Tak świetnie Abby. Zaraz oboje się pozabijają. A ty co? Gówno. Co mam zrobić?
-Przestańcie!- na moje słowa oboje odwrócili głowy w moją stronę. Nie sądziłam, że tak szybko poskutkuje.
-Jake wydaje mi się, że chyba się trochę zasiedziałeś.
-Myślisz, że tak łatwo się mnie pozbędziesz. Nie uda ci się. - wysyczał wychodząc z pokoju trzaskając drzwiami.
-Nic ci nie jest?- Justin podszedł do mnie łapiąc mnie za ramiona.
-Nie, mi nic. Ale ty znowu przeze mnie musisz cierpieć.
-Uspokój się Abby jakie cierpieć. Wszystko w porządku.
-Dziękuję.- powiedziałam i dotknęłam kciukiem jego rozciętą brew. - Chodź zajmiemy się tym
-Nie przesadzaj. Naprawdę nic mi nie jest. To nawet nie szczypie.
-Masz zamiar dalej dyskutować czy później ze mną do tej łazienki?
-Jesteś strasznie uparta
-Powiedz mi coś czego nie wiem.- powiedziałam uśmiechając się.
Weszliśmy do łazienki. Justin usiadł na murku obok wanny. Tak miałam dosyć sporą łazienkę. A ja schyliłam się do szafki, aby wyjąć kosmetyczkę, w której była woda utleniona. Wiem, że się dziwicie. Po co mi ona. Moja kochana mamusia była przewrażliwiona i troszeczkę nadopiekuńcza i czuję się lepiej gdy mam wodę utlenioną przy sobie. Wiem, że to dziwne. Powiem wam, że Justin z tą rozcięta brwią wyglądał uroczo. Czekaj co? Moje myśli mnie przerażają. Rozsunęłam suwak szukając płynu do oczyszczenia rany. I przez przypadek na podłogę wyleciało mi małe pudełeczko z żyletkami. Jak oparzona szybko po nie sięgnęłam. Chyba za szybko, bo szatyn od razu zorientował się co w pudełeczku może być.
-Pokaż mi to- zażądał stanowczym tonem
-Ale to nic takiego.- zaczęłam się usprawiedliwiać
-Skoro to nic takiego to możesz mi pokazać
-Ale po co?
-Chcę zobaczyć co to jest.
Próbowałam schować pudełko, ale Justin dosłownie wyrwał mi je z ręki. Kiedy zorientował się co dokładnie trzyma w dłoni. Zaczął przyglądać się moim nadgarstkom. Jego wzrok zatrzymać na moim lewym nadgarstku, ponieważ na nim miałam dużo bransoletek. Chyba od razu domyślił się dlaczego. Powolnymi ruchami zaczął zdejmować moje bransoletki.
-Co ty robisz?- zaczęłam mu wyrywać rękę
-Spokojnie chcę tylko coś sprawdzić
Skończyłam swoje próby, bo wiedziałam, że to i tak nic nie pomoże. Kiedy zdjął ostatnią bransoletkę przekręcił mój nadgarstek, aby mieć dobry widok. Zobaczył moje świeże i stare rany. W jego oczach było widać ból, cierpienie, troskę, współczucie? Nie wiem. Przyłożył usta do moich ran i delikatnie je całował.
-Obiecaj mi, że już więcej tego nie zrobisz.
-Justin, ja nie mogę
-Ciii obiecaj że nie tego nie zrobisz. Dla mnie.
Po tych słowach po prostu mnie przytulił. Szczerze mówiąc chyba tego potrzebowałam. Takiego wsparcia.

Jake's POV

Nie kurwa. Tak nie będzie. Co ona sobie wyobraża. Że tak po prostu sobie ją odpuszczę. Znalazła sobie jakiegoś lovelasa od siedmiu boleści i się z nim puszcza. Mi się nawet dotknąć nie pozwoliła. Jebana suka. Nie będzie mną pomiatała. Przecież ja ją kocham. Wszystko bym dla niej zrobił. Ona musi być moja i tylko moja już na zawsze. Nie może mieć kontaktu z nikim. Musze znaleźć jakiś sposób, żeby była tylko ze mną. I chyba już wiem jaki. Muszę tylko jeszcze trochę poczekać. One jeszcze będzie ze mną. Ze mną i z nikim innym. Nie może być z kimś innym.

Justin's POV

Wyszedłem od Abby około 16.00. Spędziliśmy popołudnie u niej w domu oglądając filmy. Szczerze w ogóle mi to nie przeszkadzało. Lubię spędzać z nią czas. Jest cudowną osobą i nie mogę pojąć dlaczego musiała tak cierpieć? Przez tego chuja ona próbowała się zabić. On jest nienormalny. Znam tą dziewczynę trzy tygodnie, na pewno mniej niż on, ale coś mnie do niej ciągnie. Ona jest inna. Taka niewinna. Zupełnie bezbronna. Nie potrafię sobie wytłumaczyć dlaczego tak po prostu nie mogę wyrzucić jej z mojej głowy. Nie mogę wytrzymać dnia bez niej. Żeby jej nie zobaczyć. Żeby jej nie przytulić. Żeby jej nie usłyszeć. Żeby nie zobaczyć jej zaraźliwego uśmiechu. Żeby nie poczuć jej zapachu. Kurwa. Czy ja się zakochałem?


~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.

Hej kochani. Dodaję siódmy rozdział. Wydaję mi się, że jest trochę nudny. Już siódmy jak to szybko leci. Dziękuję za tyle wyświetleń. Chciałabym bardzo poprosić każdą osobę, która przeczyta o komentarz. Wtedy wiem, ile osób to czyta i czy jest w ogóle jakiś sens, żeby to pisać. Jestem cały czas na asku i na twitterze, więc gdybyście mieli jakieś pytania to zapraszam. Dopisujcie się do informowanych. Kocham i do następnego ;***
KLIKNIJ CZYTAM
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 6

-Jake, błagam cię nie rób mi krzywdy- próbowałam się wyrywać, ale niestety chłopak był silniejszy ode mnie.
-Też tęskniłem- wymruczał mi do ucha, okręcając mnie tak, że teraz byliśmy odwróceni do siebie twarzami.
Chłopak zaczął składać mokre pocałunki na mojej szyi, przerzucając mnie przez swoje ramię.
-Jake postaw mnie! Błagam nie rób mi tego.
-Już raz ci odpuściłem- mówił z tym swoim przesłodzonym uśmieszkiem.
-Ej koleś co ty odpierdalasz?!- usłyszałam głos Justina. Odetchnęłam z ulgą choć nadal się bałam.
Justin's POV
-Ciebie to chyba nie powinno obchodzić. Mogę robić z nią co chcę i tobie chuj do tego.- powiedział z ironią w głosie.
-Tak się składa, że ona tutaj przyszła ze mną i z tego co widać nie ma zamiaru z tobą rozmawiać- wysyczałem przez zęby wskazując na wyrywającą się i krzyczącą Abby. Byłem coraz bardziej wkurzony.
-To zabawne, przyszła z tobą, a stała przy barze sama. To moja dziewczyna, więc albo się kurwa odsuniesz po dobroci albo tak obiję ci ten ryj, że odechce ci się nawet patrzeć na tą dziwkę.- Abby cały czas krzyczała szlochając. Poczułem ścisk w żołądku widząc ją w takim stanie.
-Ostatni raz ją tak nazwałeś. Jesteś żałosny. Proponuję zainwestować w mózg. Uderzyłem go pięścią w brzuch przez co zgiął się w pół, a Abby mogła wyswobodzić się z jego uścisku. Pociągnąłem ją za rękę stawiając obok siebie.
-Pożałujesz tego i ty też- wskazał palcem na Abby. Po tych słowach skierował się w stronę drzwi kopiąc po drodze jakiś przedmiot.
Abby's POV
-Wszystko okej?- Justin zapytał mnie z troską (?) w oczach
-Takk chyba tak. Mógłbyś odwieźć mnie do domu?
-Tak masz rację chyba powinniśmy wracać.
-Nie, odwieź mnie i możesz wracać.
-Nie bądź głupia. Myślisz, że po prostu wrócę tu i będę się dobrze bawił?
-Jak chcesz- odpowiedziałam obojętnie. Po chwili żałowałam mojego tonu głosu, patrząc na wyraz twarzy Justina. Był smutny. Szatyn złapał mnie za rękę i pociągnął do wyjścia. Wsiedliśmy do samochodu.
-Może pojedziemy do mnie i tam przenocujesz?- mam z nim jechać?
-Ale po co?- zapytałam starając się nie pokazać żadnych emocji
-Chcesz, żeby twoi rodzice zobaczyli cię w takim stanie?- mówiąc to potarł mój policzek ocierając łzy. Nawet nie zorientowałam się, że nadal płaczę
-Nie chcę ci robić problemu.
-Nie robisz żadnego problemu. Tata z Jazzy i Jaxonem wyjechali do babci, a mama na pewno nie będzie miała nic przeciwko.
-A co z moimi rodzicami?
-Zadzwoń do nich i powiedz, że gorzej się poczułaś i przenocujesz u koleżanki
-Okej dziękuję- moje ciało ponownie zaczęło się trząść
Wszystko będzie dobrze- uśmiechnął się pocieszająco.
-Nie będzie.- już nie odpowiedział. Zauważyłam po jego zachowaniu, że po prostu nie wiedział co. Dojechaliśmy do jego domu po około 10 minutach jazdy. Austin nie mieszkał zbyt daleko od Justina. Szatyn wysiadł z samochodu i otworzył drzwi również mi. Uśmiechnął się lekko, a ja nie potrafiłam odwzajemnić jego gestu. Objął mnie ramieniem, na co go lekko odepchnęłam. On cię uratował debilko. Nic ci nie zrobi.
-Przepraszam- westchnęłam
-Nie to ja przepraszam.
Wchodząc do domu rozejrzałam. Było naprawdę ładnie. Tak nowocześnie.
-Mamo to moja koleżanka Abby. Gorzej się poczuła i przenocuje u nas.
-Oczywiście, jeśli nie będzie problemu- dodałam
-Jakiego problemu skarbie?- kobieta obdarowała mnie szerokim wręcz zaraźliwym uśmiechem.- jestem Pattie, mów mi po imieniu.
-Dziękuję Pattie jesteś bardzo miła.
-Nie ma sprawy. Jakbyś miała jakiś problem to zawsze możesz do mnie przyjść kochanie.
-Dobrze mamo my może pójdziemy na górę.- odezwał się Justin
-Dobranoc dzieci.
Justin zaprowadził mnie do swojego pokoju. Szczerze mówiąc nie był to pokój typowego nastolatka. Był taki bardziej dojrzalszy? Nie wiem jak to opisać. Widać, że ma głowę na karku. Dobra głupia jestem. Nieważne.
-Chcesz wziąć prysznic?- z rozmyśleń wyrwał mnie głos Justina
-Tak
-Okej tu masz ręcznik, a tu jakieś ciuchy, w których możesz spać.
-Dziękuję
Po tych słowach weszłam do łazienki. Zsunęłam swoją sukienkę i wskoczyłam pod prysznic. Dokładnie umyłam ciało i włosy. Opłukałam się z piany następnie wychodząc z kabiny. Osuszyłam się ręcznikiem i owinęłam nim włosy. Założyłam ubrania od Justina i wyszłam z łazienki.
-Justin, która właściwie godzina?
-22.00
-Podasz mi torebkę, zadzwonię do rodziców.
-Jasne trzymaj. - rzucił mi torebkę, którą ledwie złapałam
-A tak właściwie to co ty robisz?
-Szykuję sobie spanie na podłodze a na co to wygląda?- odpowiedział z uśmiechem
-Justin przestań możesz przecież spać na łóżku
-A ty ze mną?
-A mam inne wyjście?
-Raczej nie
-No właśnie
-Dobra dzwonię
Mama odebrała już po drugim sygnale
-Hej Abby coś się stało?
-Nie mamo wszystko w porządku, tylko trochę gorzej się poczułam i przenocuje u koleżanki okej?
-Jesteś pewna, może przyjadę do ciebie?
-Nie mamo, naprawdę wszystko okej. Po prostu, chciałam zadzwonić, że nie wrócę na noc.
-No dobrze córciu tylko uważaj na siebie i jakby coś się działo to dzwoń.
-Dobrze mamo. Dobranoc. Kocham cię
-Dobranoc Abby. Też cię kocham.
Dziwicie się dlaczego moja mama tak łatwo na wszystko pozwala? Cóż, są wakacje, a ja z moją mamą mam naprawę bardzo dobrą relację. Jest jak moja przyjaciółka i często się tak zachowuje. Ufa mi i ja jeszcze nigdy jej nie zawiodłam.
-Abby mam tu dla ciebie tabletkę przeciwbólową- powiedział Justin wyciągając do mnie rękę.
-O dziękuję, już drugi raz ja nie wiem co ja bym bez ciebie zrobiła.
-Zginęła byś skarbie- zachichotał, na co ja odwzajemniłam jego gest.
-Kładziemy się spać?- zapytał się w momencie kiedy połknęłam lek.
-Tak, ty czytasz mi w myślach czy jak?- zaśmiałam się
-Chciałabym
-Oj uwierz mi nie chciałbyś- odpowiedziałam na co chłopak się zaśmiał
-To nie jest śmieszne- powiedziałam kładąc się do łóżka, chłopak zrobił to samo nie przerywając śmiechu.- z czego się tak śmiejesz?
-Z ciebie
-No dzięki- udałam obrażoną
-Nie złość się na mnie księżniczko.
Ja przybierając już poważną minę znowu przypomniałam sobie wydarzenia z dzisiejszego dnia. Kiedy on zniknie z mojego życia? Jake
-Nie myśl o tym- przerwał mi głos Justina- powiesz mi kim on jest? - zastanawiałam się czy powiedzieć mu prawdę. W końcu doszłam do wniosku, że mu powiem. Po pierwsze dlatego, że Jake wie jak on wygląda i pewnie łatwo mu tego nie odpuści. Po drugie dlatego, że pomimo, że znam Justina bardzo krótko to zaufałam mu. Ze względu na to, że pomógł mi już tyle razy. Wiem, że warto go mieć przy sobie w trudnych momentach.
-Jake to od roku mój chłopak. Tylko, że problem w tym, że już od dawna próbuję się od niego uwolnić. Nie kocham go i z biegiem czasu zastanawiam się czy kiedykolwiek go kochałam. Na pewno był dla mnie ważny, ale teraz już nie jest. Brzydzę się nim. Boję się go. Od momentu, w którym oznajmiłam mu, że nie chce już dłużej z nim być, co było jakieś 7 miesięcy temu. Znęca się nade mną- mój głos się załamał. - bije, poniża jeszcze raz bije, wyzywa i bije. Zastanawiałam się co jest z nim nie tak. Kiedyś był normalny. Przy znajomych zachowuje się normalnie. Uchodzimy za najzwyklejszą, szczęśliwą parę, nawet przy moich rodzicach. Nie wiem już co mam myśleć. To mnie przerasta- załkałam
-Ciii będzie dobrze. Pomogę ci.
-Nie uda ci się Justin. On jest niebezpieczny. On może ci coś zrobić. Już teraz za daleko w to zabrnąłeś. Chcesz zarezykować? Nie boisz się?
-Chcę ci pomóc i zrobię to nieważne ile miałbym przez to poświęcić
-Ja nie jestem tego warta
-Jesteś warta wszystkiego.
-Ja jeszcze niedawno myślałam, że może uda mi się jakoś od niego uwolnić. Ale zaczęłam wątpić. A on próbował mnie zgwałcić. I to nie jeden raz. Ale ty mnie uratowałeś. Jak to się dzieję, że zawsze zjawiasz się w takim momencie?
-Może jestem twoim aniołem stróżem?- zachichotał
-Dziękuję
-Nie dziękuj, nie masz za co. To nie powinno cię spotkać. Nie zasłużyłaś na to. Przepraszam, że cię zostawiłeś samą przy tym barze. Nie chciałem, żeby coś ci się stało. Poradzimy sobie z tym.
-To nie będzie proste. To jest za bardzo niebezpieczne. Ty nie powinien..- przerwał mi Justin kładąc palec na moich ustach.
-Cii nawet tak nie mów. Idziemy spać.
Chłopak objął mnie ramieniem i splótł nasze nogi. Czułam na swojej szyi jego spokojny oddech. W myślach dziękowałam Bogu, że postawił go na mojej drodze. Byłam samolubna i to bardzo. Myślałam tylko o sobie. Mogła już wtedy go od siebie odsunąć, ale ja myślałam tylko o sobie. Nie powinnam się urodzić Zamknęłam oczy i odpłynęłam.

~.~.~.~.~.~.~.~.

Hej Kochani. Patrzcie dodałam rozdział. Szczerze mówiąc myślałam że dodam go dopiero pojutrze, ale udało się dzisiaj. Mam nadzieję, że się podoba. Przepraszam, że krótki. Następne będą dłuższe. Obiecuję. Życzę wam wszystkim mokrego dyngusa jutroooo :**  Kliknijcie CZYTAM. Kocham was <3 I do następnego ;**
CZYTASZ=KOMENTUJESZ

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 5


Bałam się tego, że to spotkanie będzie dziwne. Widać niepotrzebnie. Jazda w samochodzie minęła bardzo szybko. Fajnie mi się z nim rozmawia. Myślałam, że będzie się zachowywał z dystansem w stosunku do mnie i odzywał jak do dziecka albo umysłowo chorej. A on był... normalny? Dzięki temu mogłam się otworzyć i wyluzować. 

Justin's POV

Ona jest niesamowita. Rozmawiałem z nią jak z kumplem, którego znam od lat. Im więcej czasu z nią przebywam tym bardziej nie mogę pojąć jak tamten chłopak mógł jej coś takiego zrobić. Może powinienem zapomnieć, ale nie potrafię. To cały czas mnie męczy. Pojechaliśmy do kawiarni na lody, ale zamówiliśmy je tylko w środku i postanowiliśmy się przejść.
-Ejj Justin jesteś brudny?- zrobiła śmieszną minę
-Gdzie?- uniosłem jedną brew w zaciekawieniu
-Tu- przystawiła swojego loda na moją twarz, całkowicie mi ją brudząc
-Ppprzepraszam- powiedziała przez śmiech
-Już możesz uciekać- starałem się być poważny
-Sugerujesz że mnie złapiesz?
-Tak dokładnie to sugeruje.
Abby szła tyłem a ja przed nią powolnym krokiem. Dochodziliśmy właśnie do parku i mina Abby momentalnie się zmieniła.
-Coś się stało?- zapytałem
-Musimy tędy przechodzić?
-Spokojnie Abby nie musimy jeśli nie chcesz, ale nie musisz się przejmować, że coś ci się stanie.
-Wiem- odparła tylko bez uczuć- ale nie chce aby te wspomnienia wróciły. Przepraszam- lekko zadrżał jej głos
-Nie masz za co księżniczko.

Abby's POV

Nie miałam ochoty patrzeć na to miejsce jeszcze raz. Nie chciałam na nowo sobie tego przypominać. To było za wcześnie dla mnie.
-Możesz odwieźć mnie do domu?- zapytałam
-Jasne, że mogę ale jesteś pewna, że chcesz już wracać?
-Tak, przepraszam że tak nagle, ale jakoś straciłam humor.
-Rozumiem.
Doszliśmy do samochodu Justina. Szczerze mówiąc to nie znałam się za bardzo na samochodach, ale ten był wizualnie wyjątkowo ładny. Podobał mi się. Justin też ci się podoba  odezwał się głosik w mojej głowie? Co kurwa? Znam go zaledwie od dwóch dni. Uratował cię  No i jestem mu za to wdzięczna, ale nic więcej
Zobaczymy Dobra przymknij w końcu tą swoją jadaczkę. Brawo Abby niedługo ty też staniesz się psychiczna tak jak twój niezrównoważony chłopak. Idiotka Ale to prawda. Dużo mi do niego brakuję. W samochodzie Justinowi nie brakowało żartów czego skutkiem był mój śmiech.
-Justin przestań bo brzuch mnie już boli od śmiechu- wydukałam przez uśmiech
-Ale przecież to zdrowie- starał się być poważny
-Znam inne sposoby na zdrowy tryb życia
-Tak? Na przykład jakie?- podniósł brwi
-Na przykład- zacięłam się- cokolwiek, jest ich za dużo- zaczęłam wymachiwać rękami
-Masz racje jest ich dużo, ale spędzenie czasu z nieziemsko przystojnym chłopakiem, który ma zasób tysiąca żartów jest zdecydowanie najprzyjemniejszy.
-Jesteś za bardzo pewny siebie
-Wydaję ci się
-Yhhm wydaję mi się, że tak
-No to jesteśmy na miejscu.
-No to ja będ... - przerwał mi Justin
-Poczekaj Abby w sobotę mój kumpel Austin robi domówkę. Może byś wpadła?
Pierwsze co mi wpadło do głowy kiedy usłyszałam to pytanie to odmówić. Co jeśli Jake się dowie. Ale potem pomyślałam o tym co wiele razy sobie obiecywałam. Zacznę nowe życie bez niego.
-Tak jasne mogę przyjść
-Serio? Tak oczywiście że serio. Wpadnę po ciebie jutro o 20.00 okej?
-Jutro?! Jak to jutro? Przecież miała być sobota
-Abby sobota jest jutro?
-Naprawdę?
-Tak dzisiaj jest piątek jutro sobota- zaśmiał się- A czy to coś zmienia?
-Nie nie jutro 20.00 Nie ma sprawy
-No to do jutra
-Do zobaczenia
Ruszyłam w stronę domu. Już w progu zobaczyłam kurtkę Jass. Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się.
-Jestem już!
-Abby! Jass czeka na ciebie na górze!
-Dobrze mamo już idę.
Nie wiem czy wspominałam Jass wie o wszystkim o Jake'u i o Justinie. Mówię jej o wszystkim. Wtedy czuję się lepiej, więc nie widziałam potrzeby, żeby ją okłamywać. Powiedziałam jej także o jutrzejszej imprezie miała wątpliwości, ale w końcu poparła mój pomysł.



***

Justin's POV
-Justin czy ty mnie w ogóle słuchasz?- Austin zaczął się niecierpliwić
-Co? No tak tak słucham.
-Tak? To o czym mówiłem przez ostatnie 10 minut?
-Jak to o czym? O mojej urodzie zapewne- zaśmiałem się
-Stary o czym ty tak dumasz? O tej lasce z parku?
-Tya przyjdzie ze mną jutro do ciebie to ją poznasz.
-Zapytam ją co ci zrobiła?
-Co ty masz na myśli?
-Od wczoraj chodzisz jakiś zamyślony, nieobecny. Znam cię nie od dziś. Nie możesz jej wyrzucić z pamięci i zapomnieć?
-Właśnie chodzi o to, że nie mogę. Czuję, że waruję. Znam dziewczynę od trzech dni i od tamtej pory o niczym innym nie myślę. Nie mogę sobie wyobrazić co tamten idiota mógłby jej zrobić gdybym przyszedł tam 5 minut później.
-Dobra stary nie stresuj się tak. Jakoś to będzie. Ale szczerze to nie wydaję mi się, żeby chodziło tylko o sytuację z tym facetem. Spodobała ci się co?
-Co? Niee. Nie wiem.- prawda była taka, że spodobała mi się, fajnie mi się z nią rozmawiało. Zupełnie inaczej niż z innymi dziewczynami. No i była pierwszą osobą jaką tutaj znam.
-Wiedziałem. Ciekawy jestem co ona w sobie takiego ma.- zaśmiał się 


***

Abby's POV
12.00 No ładnie. Spałam dobre dziesięć godzin. Przynajmniej to dobre dla zdrowia. Uśmiechnęłam się mimowolnie przypominając sobie moją wczorajszą rozmowę z Justinem. Dzisiaj jest sobota, ale poza wieczorną imprezą nie mam innych planów. Przydałoby się ogarnąć ten syf. Ruszyłam do łazienki. Wykonałam poranną toaletę oraz uczesałam włosy w niedbały kok. Ubrałam krótkie dresowe spodenki i za duży T-shirt. Otworzyłam okno aby trochę przewietrzyć. Pościeliłam moje piękne łóżeczko, które kochałam nad życie i zaczęłam odkurzanie. O 16.00 postanowiłam zacząć się przygotowywać. Wiem, że miałam jeszcze sporo czasu, ale gdybyście widzieli mnie w tamtej chwili zrozumielibyście moją decyzję. Weszłam pod prysznic myjąc dokładnie ciało i włosy. Owinęłam się ręcznikiem i stanęłam przed szafą. No i znowu ten sam problem. To nie, to nie, to na pewno nie, to może by.. nie jednak nie. O ta jest idealna. Wybrałam czarną obcisła sukienkę sięgającą trochę przed kolano. Wzięłam ją do ręki razem z czarną koronkową bielizną i ponownie poszłam do łazienki. Zdjęłam ręcznik z moich włosów i delikatnie je osuszyłam następnie rozczesując moje długie kudły. Ubrałam sukienkę, następnie podłączając suszarkę do kontaktu. Po około pół godzinie moje włosy były całkowicie suche. Tak wiem, że to długo ale moje włosy są naprawdę długie i gęste. Co poradzę? Postanowiłam, że zostawię je rozpuszczone lekko podpinając grzywkę. Kiedy byłam już prawie gotowa spojrzałam na zegarek. 19.55. Trudno Justin trochę poczeka. Nałożyłam na twarz trochę podkładu oraz pudru. Zrobiłam sobie delikatne kreski, następnie tuszując rzęsy maskarą. Usta delikatnie musnęłam błyszczykiem. Spojrzałam jeszcze raz na lustro stojące obok mojej szafy. Jest okej. Zabrałam torebkę i zeszłam na dół. 
-Mamo ja już wychodzę!
-Baw się dobrze skarbie tylko nie zapomnij kluczy!
Wyszłam przed dom szukając wzrokiem Justina. Nie musiałam robić tego długo, ponieważ chłopak zaparkował bardzo blisko mojego domu. Wyszedł z samochodu na co ja podeszłam bliżej. Justin popatrzył na mnie od stóp do głów po czym oblizał wargę.
-Cześć
-Wyglądasz niesamowicie.- uśmiechnął się.
-Dzięki ty też niczego sobie- powiedziałam odwzajemniając jego gest.
Chociaż delikatnie rzecz ujmując też wyglądał dobrze. Wsiedliśmy do samochodu. Droga nie była długa po trwała może 15 minut? Chłopak przepuścił mnie w drzwiach na co się uśmiechnęłam. Miałam tylko jeden cel. Wyluzować się i zapomnieć. Nie, to nie znaczy że chcę się uchlać i naćpać do nieprzytomności. Ja chcę się po prostu dobrze bawić. W końcu. Podeszliśmy z Justinem do baru. 
-Czego się napijesz?
-Obojętnie byle by było mocne, liczę na twój gust- uśmiechnęłam się
Justin zajął się robieniem mojego drinka. 
-Abby przepraszam cię na chwilkę- powiedział podając mi go
-Nie ma sprawy. Nigdzie się nie ruszam.
Odprowadziłąm Justina wzrokiem ze względu na moją ciekawość. Widziałam, że wita się z kimś. W czasie jego nieobecności popijałam mój napój przyglądając się ludziom. W pewnej chwili para umięśnionych ramion owinęła się wokół mojej talii.
-Wybrałaś się na imprezę beze mnie- jakiś mężczyzna wyszeptał mi do ucha przez poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach. Ten głos rozpoznam wszędzie. Głos którego tak nienawidziłam, którego tak się bałam.
Jake.

~.~.~.~.~.~.~.~.~.
Hej wszystkim :)) No i jest 5 rozdział, tak szczerze to średnio mi się podoba. Przepraszam za ewentualne błędy. Jak wam się podoba nowy wygląd bloga? Zawdzięczam go cudownej dziewczynie, która wykonała szablon. Tutaj macie jej bloga http://www.love-choice.blogspot.com/ Zajrzyjcie ;))
Z racji tego, że przed świętami rozdział się pewnie nie pojawi chciałabym wam życzyć wesołych, cieplutkich i słonecznych świąt. I mokrego lanego poniedziałku ;** Kocham <3
CZYTASZ=KOMENTUJESZ 



czwartek, 10 kwietnia 2014

Rozdział 4

Justin's POV
Postanowiłem nie wracać już do parku tylko do razu skierować się do domu. Wysłałem tylko smsa do Austina, że dzisiaj nie mam humoru na zawieranie nowych znajomości. Cały czas myślałem o tej dziewczynie. Abby. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby tak zranić dziewczynę? Ten chłopak chyba ma ze sobą jakiś problem. Nigdy nie byłem wrażliwy na ludzkie cierpienie, ale jak widzę jak taki gnój gwałci, to aż się we mnie gotuje. Może jestem głupi, ale nie odpuszczę sobie tej dziewczyny. Mam przeczucie, że ona już dużo cierpiała i dużo jeszcze będzie cierpieć. Cały czas mam przed oczami jej roztrzęsione ciało i oczy przepełnione strachem. Zatrzymałem się samochodem na podjeździe przed moim domem. Miałem nadzieję, że mama z Jazzy już wróciła. Wszedłem do środka spokojnym krokiem i od razu skierowałem się do mojego pokoju. Reszta dnia minęła mi tak samo jak przed wyjściem do parku. Wykąpałem się i położyłem do łóżka. Przed snem myślałem jeszcze jak pomóc tej dziewczynie. Może nie powinienem się narzucać. Ale czy ja stosuje się zasad? Nigdy tak jeszcze chyba nie było. Muszę spróbować. Jeśli tego nie zrobię, będę żałował do końca życia i nigdy sobie tego nie wybaczę. Spojrzałem na wyświetlacz mojego telefonu. 23:45
Zamknąłem powieki powoli przenosząc się do krainy snów.

Abby's POV
Obudziły mnie promienie słoneczne padające na moją twarz. Poczułam ból przeszywający całe moje ciało Powoli zwlokłam się z łóżka i spojrzałam na mojego I Phona, żeby sprawdzić, która jest godzina. 9:00 No nie jest tak źle- pomyślałam. Skierowałam się w kierunku mojej łazienki. Zdjęłam piżamę i weszłam pod prysznic. Puściłam gorącą wodę i powoli wcierałam w swoje ciało truskawkowy żel. Następną czynnością było umycie włosów i spłukanie piany z mojego ciała. Wyszłam spod prysznica stawiając swoje gorące stopy na zimnej kafelkowej podłodze w łazience. Pod wpływem gorącej wody lustro zaparowało, a moje ciało stało się czerwone. Owinęłam się ręcznikiem delikatnie się osuszając. Ubrałam szlafrok i skierowałam się do mojej szafy. Wybrałam białe szorty i błękitną koszulkę na krótki rękaw. W momencie kiedy zdejmowałam ręcznik z mojej głowy usłyszałam sygnał mojego telefonu.

OD JAKE:
Nie myśl, że się mnie pozbędziesz skarbie. Nigdy juz nie będziesz w stanie być z nikim innym.

Czytając tą wiadomość przeszły mnie ciarki. Niekontrolowanie spod moich powiek pociekły łzy. Kiedy uroniłam już jedną, za nią roniłam tysiące. To było straszne. Świadomość, że już nigdy nie będę miała normalnego życia. Próbowałam powstrzymać moje dłonie aby nie drżały ale nerwy wzięły górę. Otarłam łzy, aby mieć lepszy widok na ekran mojego telefonu. Wykręciłam numer Jass.
-Cześć Jass- wyjąjałam
-Abby, wszystko w porządku. Co ten dupek znowu odjebał?
-Jake.. On
-Będę u ciebie za 10 minut
To niesamowita jak ta dziewczyna mnie zna. To nie jest tylko moja przyjaciółka. To jest moja siostra. Zna mnie na wylot. Ufam jej bezgranicznie, bo zawsze była przy mnie jak jej potrzebowałam. Poszłam do łazienki i patrząc w lustro hamując łzy zaczęłam suszyć włosy. Nie minęło 15 minut jak usłyszałam pukanie do moich drzwi. Jass podleciała do mnie i o nic nie pytając po prostu mnie przytuliła. Ja ponownie zaczęłam płakać po wpływem emocji.
-Ciiiii skarbie już wszystko dobrze. Jakoś sobie poradzimy.
-Dobrze wiesz że tak nie będzie Jass- wyszeptałam
-Będzie Abby będzie.
-Nie chce mi się już żyć
-Przestań tak mówisz rozumiesz?- wzięła moją twarz w dłonie zmuszając mnie do tego, abym na nią spojrzała- będziesz żyła i będziesz szczęśliwa. Obiecuję ci to
-Dziękuję ci Jass
-Nie masz za co skarbie
Nawet nie wiecie jak to pomogło, nie zdajecie sobie z tego sprawy.
Abby siedziała ze mną jeszcze 2 godziny. Później musiała wrócić do domu, bo miała pilnować swojego młodszego brata kiedy jej mama będzie w pracy. Położyłam się na łóżku wgapiając w sufit. Poczuła wibrowanie mojego telefonu. Podniosłam jedną brew w niepewności kiedy zobaczyłam nieznany mi numer na wyświetlaczu. Po krótkiej chwili niepewności odebrałam.
-Słucham?
-Hej to ja Justin. Pamiętasz mnie?
-Ooh hej, no pewnie, że pamiętam, jak mogłabym zapomnieć.
-No tak szczerze to wydaję mi się, że nie zapadam za bardzo w pamięć- zażartował
-Mi zapadłeś- odpowiedziałam sympatycznie
-Może miałabyś ochotę się spotkać?
-Spotkać?- zapytałam niepewnie chodź dobrze usłyszałam pierwsze pytanie- wiesz co wydaję mi się, że to nie jest dobry pomysł
-Spokojnie przecież nie zrobię ci krzywdy
-Nawet nie miałam tego na myśli. Po prostu.. Jake- wyszeptałam
-Jake?- zapytał zdezorientowany
-To ten chłopak, który próbował.. no sam wiesz
-Myślisz, że jest w stanie cię jeszcze skrzywdzić.
-Jestem tego nawet pewna, ale to chyba nie jest rozmowa na telefon
-No właśnie dlatego chciałem się spotkać.
-Hm nie odpuścisz prawda?
-Nie odpuszczę- zaśmiał się
-No dobra wpadnij po mnie pamiętasz gdzie mieszkam?
-Taa jasne pamiętam. Będę za pół godziny.
-Okej czekam
Jestem głupia. To oficjalne. Zgodziłam się na spotkanie z chłopakiem, którego poznałam dzień wcześniej i to w dość dziwnych okolicznościach. Z drugiej strony przecież nic mi nie zrobi.. Sam uratował mnie od krzywdy. Nie wiem już sama. Dobra trudno. Teraz już czasu nie cofnę. Ma  być za pół godziny. Do tego czasu zdążę coś zjeść. Wzięłam swoją torbę w zamyśle, że nie będę wracała już do swojego pokoju i zeszłam na dół.
-Abby słonko wybierasz się gdzieś?
-Tak mamo za pół godziny wychodzę
-A gdzie?
-Umówiłam się
-No dobrze dobrze już nie przesłuchuję
-Dziękuje za łaskawość
-No nie masz za co- odpowiedziała śmiejąc się
Ta kobieta zawsze ma dobry humor. Nie wiem jak ona to robi. Kiedy nie spojrzę, ona zawsze ma uśmiech na twarzy. Wręcz zarażający. Mnie niestety nie udało jej się zarazić. Wyjęłam z lodówki mleko i zamierzałam zalać nimi płatki.
-Abby dziecko o tej godzinie zamierzasz jeść płatki?- zapytała Clara z oburzeniem w głosie
-Tak mamo dokładnie to zamierzam- odpowiedziałam ze spokojem w głosie
-No nie mam zamiaru się teraz z tobą kłócić, ale tylko dlatego, że muszę już wychodzić do biura
-Idź jeśli papierki są ważniejsze od córki
-Abby!- skarciła mnie
-No dobra przepraszam
-Nie zapomnij wziąć zapasowych kluczy, bo nie wiem o której wrócę
-Nie zapomnę
-Pa kochanie baw się dobrze!
-Pa
W momencie kiedy odkładałam pustą już miskę po płatkach do zmywarki poczułam wibrację na moim udzie. Wyjęłam telefon z kieszeni. Sms od Justina

OD JUSTIN:
Czekam pod domem :)


Po przeczytaniu wiadomości założyłam moje białe conversy i wyszłam z domu zamykając go na klucz. Wrzuciłam klucze do torebki i ruszyłam w kierunku znajomego samochodu. Kiedy Justin zauważył, że jestem już blisko wyszedł z auta i ruszył w moim kierunku.
-Hej - powiedział z uśmiechem, którego nie dało się nie odwzajemnić
-Hej - odpowiedziałam niepewnie



.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.
Hejka :** Przepraszam, że taki krótki.. Następny będzie dłuższy. Obiecuję <3 Jak się podoba? Proszę o komentarze oczywiście. ;**  Przepraszam za błędy ale nie sprawdzałam jutro poprawię :)) Kocham i do następnego <3
CZYTASZ=KOMETUJESZ

niedziela, 6 kwietnia 2014

Rozdział 3

Podeszłam do Jake'a witając go jedynie oschłym " cześć " on (co mnie zdziwiło) nie odezwał się i wsiadł do samochodu, na co ja powtórzyłam jego czynność.
-Gdzie jedziemy?- zapytałam 
-Niespodzianka skarbie.
-Wszystko jedno, jedźmy już.
-Jak sobie życzysz.
Przez całą jazdę samochodem, ani razu się nie odezwałam i nie przeszkadzało mi to. Nie lubiłam słuchać tych jego słodkich słówek, dlatego postanowiłam jej nie przerywać. Trwaliśmy w niezręcznej ciszy do czasu jak nie zadzwonił telefon Jake'a
-Halo? Nie dzisiaj nie mogę. Jestem zajęty. Okej jutro tak. No to do jutra. Na razie
Szczerze, nie obchodziło mnie z kim rozmawiał. Już dawno przestało mnie obchodzić jego życie. Teraz obchodziło mnie tylko to, aby jak najszybciej dojechać w to miejsce.

Justin's POV

Leżałem na łóżku i podrzucałem piłkę do kosza z nudów. Był początek wakacji, a ja siedziałem w domu. Wiem, że to dziwne ale niedawno przeprowadziłem się do Nowego Jorku i szczerze mówiąc nie znam tu nikogo poza Austinem i moją rodziną. 
-Justin!- moje rozmyślenia przerwał głos mojej mamy wołający mnie z dołu.
-Tak mamo?
-Wychodzimy z Jazzy na plac zabaw jakby coś się działo to dzwoń.
-Mamo nie jestem małym dzieckiem, jestem dorosły. Dam sobie radę.- moja mama bywała czasami irytująca.
-Tak wiem synku. Austin do ciebie przyszedł!
-Niech wejdzie na górę.
-Dobrze do zobaczenia Justin
-Pa
Ledwie usłyszałem ostatnie słowa mojej mamy do pokoju wparował Austin uśmiechnięty od ucha do ucha. 
-Siema stary
-Cześć- przywitaliśmy się po męsku
-Serio? Justin są wakacje a ty siedzisz w domu.
-A gdzie mam siedzieć. Mieszkam tu od dwóch tygodni. Nie znam nikogo.
-No dobra nie denerwuj się tak. Idziesz się przejść do parku?
-Cokolwiek- burknąłem

***

Szliśmy przez kręte alejki parku. Austinowi NAGLE zachciało się pić. Ja usiadłem na ławce i postanowiłem poczekać aż wróci z jakimś napojem. Wyjąłem z kieszeni mojego I Phona i zacząłem się nim bawić zabijając nudę. Razem z podmuchem wiatru usłyszałem ciche łkanie, które zabijał szelest liści. Zaniepokoiłem się i nie będę kłamał że było inaczej. Podszedłem bliżej idąc za danym odgłosem. 

Abby's POV
-Serio Jake? Park. To była ta niespodzianka? - lepszej nie mógł wymyślić- pomyślałam 
-Spokojnie. Bądź cierpliwa. Chodź!- pociągnął mnie za rękę. 
Wchodziliśmy na część parku, która jest zdecydowanie mniej ruchliwa. Po prostu mniej ludzi tamtędy chodziło. Skręciliśmy w wąską ścieżkę, a Jake odsłonił liście przepuszczając mnie pierwszą. Weszliśmy na polanę na której środku leżał czerwony koc, miska z truskawkami i szampan. Nie wiedziałam, czy mam się bać. Na pewno się nie będę cieszyć. Ten chłopak naprawdę chyba powinien udać się do lekarza. Po tym wszystkim co robi i mówi, myśli, że zrobi jakiś jebany piknik i wszystko będzie w porządku.
-Czy ty się dobrze czujesz?- zapytałam z odrobiną jadu w głosie
-Czuję się świetnie, a dlaczego pytasz?
-Bo chyba jesteś chory, jeśli myślisz, że z tobą tutaj zostanę.
-A co masz zamiar zrobić? Nikogo tu nie ma. Jesteśmy sami. A ja ci przypominam, że jesteś moją dziewczyną.
 Zrezygnowana usiadłam na kocu i próbowałam zapomnieć o tym co mnie otacza i o obecności Jake'a. Pragnęłam tylko, aby ten dzień jak najszybciej się zakończył. Po 10 minutach siedzenia w ciszy chłopak, którego tak bardzo nienawidziłam przemówił:
-Abby, chciałem ci powiedzieć, że bardzo cię kocham i nie jestem w stanie wyrazić słowami jak bardzo. Jesteś moja już na zawsze. Nigdy mnie nie zostawisz i będziesz zawsze bez względu na wszystko. Prawda?
Nie odezwałam się, a on zaczął całować mnie po szyi i wkładać rękę po moją koszulkę.
-Co ty robisz?- próbowałam wyrwać się z jego uścisku, lecz niestety on był silniejszy.
 -Chcę ci udowodnić, jak bardzo cię kocham i, że jesteś tylko moja. Nikt inny nie może cię dotknąć. 
-Nie dotykaj mnie.- próbowałam zabrzmieć poważnie, ale chyba mi się nie udało
-Skarbie... Tak długo na to czekałem i wiem, że ty też.- nie przerywał mokrych pocałunków na mojej szyi powoli schodząc na mój dekolt.
-Nie rób mi tego błagam.- próbowałam powstrzymać łzy.
-Jesteś moja i mogę robić z tobą co chcę.- zdjął moją koszulkę i zaczął odpinać rozporek moich spodni. 
Nie hamowałam już swoich łez. Płakałam z bezsilności. Wiedziałam co za chwilę się stanie, a była to ostatnia rzecz której chciałam. W momencie kiedy ręce Jake'a zatrzymały się na zapięciu od mojego stanika usłyszałam tylko dźwięk łąmiących się kości i upadającego Jake'a. Dopiero kiedy mój chłopak upadł mogłam zobaczyć co się stało. Jakiś człowiek, którego widziałam pierwszy raz uderzył Jake'a tym samym ratując mnie przed gwałtem. Zdążyłam zauważyć tylko, że był to nieziemsko przystojny chłopak w podobnym wieku do mojego. 
-Wszystko w porządku. Chodź pomogę ci.- wyciągnął do mnie rękę.
Cała roztrzęsiona nie byłam pewna co mam zrobić chłopak chyba to zauważył i zapewnił mnie, że mnie nie skrzywdzi i chce mi tylko pomóc. Szczerze mogę powiedzieć, że się bałam, ale wolałam iść z tym chłopakiem niż potem znowu przeżyć konfrontacje z Jakiem. Wstałam powoli i otarłam łzy dłońmi, aby mieć lepszy widok na twarz chłopaka, który mnie uratował.
-Jestem Justin.- odparł lekko się uśmiechając.
-Abby- odparłam bez uczuć nie odwzajemniając uśmiechu i pocierając dłońmi swoje ramiona.
Chłopak widocznie to zauważył i zdjął z siebie swoją skórzaną kurtkę kierując ją w moją stronę. Wahałam się przez chwilę co nie uszło uwadzę Justina.
-Spokojnie Abby chcę ci tylko pomóc.
Wzięłam kurtkę do ręki i ostrożnie się nią okryłam. Z jednej strony bałam się tego chłopaka, ale z drugiej byłam mu wdzięczna bo w głębi serca wiedziałam, że gdyby nie on prawdopodobnie byłabym teraz gwałcona przez Jake'a. Justin zaprowadził mnie do swojego samochodu. Otworzył mi drzwi od strony pasażera. Niechętnie weszłam. 
-Słuchaj Abby, wiem jak się teraz czujesz, ale musisz mi uwierzyć, że nie mam zamiaru zrobić ci krzywdy.- próbowałam dopatrzyć się w jego twarzy czegokolwiek, co mówiłoby, że kłamał, nie udało mi się- Naprawdę chcę ci pomóc. Myślę, że ten chłopak powinien zapłacić za to co zrobił.
-Nie ja nie mogę nikomu nic powiedzieć. On jest niebezpieczny. Ja-a- dziękuję ci bardzo za to co zrobiłeś, naprawdę jestem wdzięczna, ale chyba powinnam już wracać do domu.
-Rozumiem, chciałem tylko pomóc.
-Doceniam 
-To gdzie mam zawieźć?
-Nie, przestań pójdę na piechotę i tak już dużo dla mnie zrobiłeś.
-Nie ma sprawy- zachichotał- To gdzie?
-HopeStreet 45
-Naprawdę przykro mi, że musiałaś przez to przejść.
-Mi też, uwierz
-Wierzę
Jechaliśmy tak w ciszy. Ale ta cisza nie była niezręczna. Wydaję mi się, że tego właśnie potrzebowałam. Takiego spokoju. Pragnęłam już tylko zamknąć się w swoim pokoju i nigdy stamtąd nie wyjść. 
-Jesteśmy-odrzekł Justin
-Dziękuję
-Nie masz za co dziękować. Powtarzam ci to już chyba 10 raz- powiedział na co uśmiechnęłam się lekko
-Mam, naprawdę i przepraszam za kłopot.- powiedziałam otwierając drzwi od samochodu - No to cześć i jeszcze raz dziękuje.
-Poczekaj- zatrzymał mnie jego głos- Wpisz mi się- powiedział podając mi do ręki swojego I Phona
Zapisałam Justinowi swój numer, pożegnałam się i ruszyłam w stronę wejścia do mojego domu.



***


Leżałam już w swoim łóżku myśląc nad dzisiejszymi wydarzeniami. Nigdy nie sądziłabym, że Jake byłby w stanie mnie zgwałcić. Gdyby nie Justin to pewnie by to zrobił. Na samą myśl mam odruchy wymiotne (nie dosłownie oczywiście). Nie potrafię sobie już poradzić z własnym życiem. Niekontrolowanie spod moich powiek spłynęły łzy. Nie miałam już na nic ochoty. Wszystko było mi obojętne. Ruszyłam w stronę łazienki i sięgnęłam po żyletkę, głęboko schowaną w mojej kosmetyczce. Przejechałam nią po mojej skórze bez żadnego zawahania. Czułam się wtedy brudna i bezużyteczna. Ból dawał mi ukojenie. Zrobiłam jeszcze kilka cięć. Po czym spłukałam krew z mojego nadgarstka zimną wodą. Wyszłam z łazienki kładąc się do łóżka. Nawet się nie zorientowałam kiedy odpłynęłam do krainy snów. Piękniejszej, lepszej krainy. Krainy, w której wszystko dzieje się po naszej myśli, nic nie sprawia bólu i wszystko układa się w jasnych barwach.

~.~.~.~.~.~.
 Hej wszystkim :** No i jest 3 rozdział i pojawił się Justin. Mam nadzieję, że się podoba i proszę o skomentowanie. Naprawdę to bardzo motywuje, dla was to minutka a dla mnie uśmiech na twarzy ;)) Do następnego <3

sobota, 5 kwietnia 2014

Rozdział 2

Kiedy doszłam do domu była już 16.00. Byłam już zmęczona sama nie wiem czym. Postanowiłam wziąć wcześniej prysznic i spędzić wieczór przed laptopem. Wyjęłam ze swojej szafy luźne spodenki i koszulkę i ruszyłam w stronę swojej łazienki. Włączając muzykę (zawsze lubiłam kąpać się przy muzyce) weszłam pod prysznic. Rozkoszowałam się pięknym różanym zapachem mojego płynu pod prysznic zaczęłam układać sobie w myślach scenariusz tego lata. Jake, Jake, Jake, Jake. Jego imię wciąż dudniało mi w uszach. Wiem, że te wakacje będą straszne. Dlatego się nie cieszyłam. Nienawidzę go, nienawidzę jego widoku, jego głosu, jego oczu, jego twarzy, jego dotyku. Nienawidzę. Po prostu nienawidzę. Wakacje, czyli wolne dni. Niestety nie wyjeżdżam nigdzie z rodzicami. Mówię niestety, bo wtedy przynajmniej na parę dni uwolniłabym się od Jake'a. A tak, będzie mnie miał dla siebie 24 h na dobę 7 dni w tygodniu. Nie potrafię mu się sprzeciwić. Wiem, że i tak nic nie zdziałam. On już popadł w jakąś obsesje. Czemu ja nie mogę być normalna? Dlaczego nie mogę mieć chłopaka, który będzie mnie kochał z wzajemnością? Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że sprawy tak się potoczą wyśmiałabym go na miejscu. Przejechałam palcami bo moich starych ranach na nadgarstku... To było silniejsze ode mnie. Czasami po prostu z bezsilności i zwyczajnej złości cięłam się, bo nie widziałam już innego rozwiązania. Patrząc na nie obiecałam sobie, że już nigdy tego nie zrobię. Nie potrafię już przypomnieć sobie ile razy to sobie obiecywałam. Wyszłam spod prysznica i od razu owinęłam się białym, puchatym ręcznikiem, aby zimno nie zdążyło mnie ogarnąć. Włożyłam swoją piżamę i wskoczyłam pod kołdrę włączając laptopa. W momencie, kiedy logowałam się na twittera usłyszałam dźwięk dzwonka mojego telefonu, który oznacza że dostałam smsa.

OD JAKE:
Cześć skarbie. Stęskniłem się. Przyjedziesz do mnie?

 DO JAKE:
Jake jestem już wykąpana.

OD JAKE:
W takim razie będę u ciebie za 10 minut.

Czytając tą wiadomość przeszły mnie ciarki. Nie mam ochoty o nim myśleć a co dopiero na niego patrzeć. Boję się go. Może to dziwne, ale w tym momencie nie wiem na co go stać i nie jestem pewna jak się zachowa. Nie odpisałam już.

DO JASS ;**:
Jake ma zaraz do mnie przyjechać.

OD JASS ;**:
Pff. Trzymaj się jakoś i jakby coś się działo to dzwoń ;**

DO JASS ;**:
Okej :c

Właśnie tego potrzebowałam. Miłego słowa, które nie brzmi jak: Wszystko będzie dobrze. Bo przecież nie będzie. Zrezygnowałam już z komputera i położyłam się na brzuchu wtapiając się w moją poduszkę. Za jakieś 15 minut usłyszałam krótkie pukanie do drzwi mojego pokoju. Ktoś, kto pukał nie czekał nawet na moją odpowiedź i wszedł do pokoju. Tym ktosiem był oczywiście Jake. Podszedł do mnie i pocałował mnie na przywitanie. Nie odwzajemniłam pocałunku, co go zdziwiło. Oderwał się ode mnie.
-Co jest do chuja?- Powiedział z lekko podniesionym głosem.
-O co ci chodzi?- odpowiedziałam ze znudzeniem w głosie.
-Chyba normalne, że chce pocałować swoją dziewczynę na przywitanie.
-Właśnie chodzi o to Jake, że od paru miesięcy próbuję uzmysłowić ci, że nie chce być już twoją dziewczyną.
-A ja już od paru miesięcy próbuję uzmysłowić ci, że nie będziesz miała innego chłopaka. Nie zasługujesz na nikogo, dlatego jesteś ze mną. Nie nadajesz się do niczego. Beze mnie jesteś nikim, nie poradzisz sobie beze mnie.
-Jesteś żałosny. Powinieneś się leczyć. Jesteś nic nie wartym dupkiem, nienawidzę cię.
-Co ty powiedziałaś?- powiedział z lekkim zirytowaniem
-Powiedziałam tylko prawdę
-Ostatni raz powiedziałaś coś takiego. Rozumiesz?
-Nie jesteś moim pieprzonym ojcem, żeby mówić mi co mam robić.
Po tych słowach spoliczkował mnie, wydaje mi się, że z całej siły. Przekręciłam głowę, tak aby na niego nie patrzeć i próbowałam powstrzymać łzy, które zebrały się pod moimi powiekami.
-A teraz ładnie mnie przeprosisz i pocałujesz na zgodę. Tak?
-Wolałabym umrzeć niż cię całować.
Kiedy podniósł rękę, aby znowu mnie uderzyć usłyszałam pukanie do drzwi. Dziękowałam w myślach Bogu, że dał mojej mamie takie wyczucie czasu.
-Jesteście głodni?- mama wystawiła głowę przez próg- Tata zamówił pizze.
-Nie nie jeste..- nie mogłam dokończyć, bo przerwał mi głos Jake'a - Oczywiście, że jesteśmy.
-Zjecie z nami, czy przynieść wam tutaj?
Tym razem postanowiłam go wyprzedzić- Zejdziemy do was.- nie chciałam znowu zostać sama z Jakiem w pokoju.
-Dobrze dzieci to czekamy na dole.- mama odrzekła ze spokojem w głosie.
Zanim Jake zdążył się odezwać ruszyłam do łazienki, aby nie musieć patrzeć na jego perfidną twarz, której tak się bałam. W końcu postanowiłam wyjść i zejść na dół.
-Boże dziecko co ci się stało?!- odparła  Clara z przerażeniem i czymś w rodzaju współczucia?
-Co mi się stało?- zapytałam zdezorientowana
-Twój policzek.. Jest cały siny i opuchnięty- zapomniałam już o bólu, bo wciąż myślałam o obrzydzeniu jakie czuje do Jake'a
-Aaa to, hmm bo ja.. Poślizgnęłam się ja wychodziłam spod prysznica.- miałam nadzieję, że mama uwierzy w kłamstwo, które wymyśliłam przed chwilą i skończy temat
-Posmaruj to czymś potem, żeby opuchlizna zeszła- odparł mój tata
W tym czasie "mój chłopak" niczym się nie przejmując zajadał się pizzą. Tak go nienawidziłam. Wiem, że powtarzałam to już tysiąc razy, ale nic nie poradzę, że na sam jego widok skręca mnie w żołądku.

*JAKE'S POV
Ta mała suka już za dużo sobie pozwala, ale co ja mam poradzić na to, że nie mogę pozwolić, aby inny chłopak się do niej zbliżył. Ona nie może odejść. Ja ją kocham i ona jest tylko dla mnie. Nie ma innej opcji. Abby musi być tylko ze mną. Nikt inny nie będzie jej chciał. Na nikogo innego nie zasługuje. Muszę coś zrobić, żeby pokazać jej, że należy tylko do mnie. 

***


 *ABBY'S POV
Dzisiaj mija rok. 365 pieprzonych dni. Nie mogę i nie chcę wierzyć, że zmarnowałam na niego tyle cennego czasu. Już nie mam pomysłów w głowie na kłamstwa, które kieruję w stronę moich rodziców. Prawie codziennie na moim ciele pojawiają się nowe ślady, zadrapania i siniaki. Czy ja urodziłam się tylko po to, żeby cierpieć? Chyba tak. 

***

Leżałam na swoim łóżku nudnie spędzając czas. Oglądałam jakiś program na MTV i jadłam żelki. Tak wiem bardzo zdrowy tryb życia, ale co ja poradzę na to ochoty nigdzie wychodzić. Jedna rozmowa z kimkolwiek przeradza się w furie Jake'a a ja nie chcę słuchać kolejnych wyzwisk. Kiedyś zabronił mi nawet rozmawiać z Jass, ale wyśmiałam go i w końcu odpuścił. Szczerze to jestem zła na siebie, że nie potrafię się od niego uwolnić. Z drugiej strony on jest nieobliczalny i nie mam na niego wpływu. Drynnn drynnn drynnn Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Wykopałam mojego I Phona spod kołdry i spojrzałam na wyświetlacz. Jake. O Boże czyżby mój ukochany chłopak Jake!- czujecie ten sarkazm prawda?
-Słucham?- odparłam cicho
-Cześć kochanie, nie wiem czy pamiętasz, ale dzisiaj mija rok odkąd jesteśmy razem. Wiem, że ten czas minął bardzo szybko i z tego powodu przygotowałem dla ciebie coś specjalnego. Czekaj na mnie pod twoim domem za pół godziny. Dobrze?
-Jakoś nie mam ochoty..
-Abby skończ i nie sprzeciwiaj mi się.-odparł z wyczuwalnym jadem w głosie
-Dobrze będę czekała.
-I bardzo dobrze. Do zobaczenia Abby. Kocham cię.
-Tyaa pa
Nie miałam ochoty go widzieć. I co on przygotował? Ja na serio się go boję. Podeszłam do szafy i zaczęłam rozmyślać, co mogę ubrać. Też tak macie, że macie tyle szmat, a i tak nie wiecie w co się ubrać? Tak wiem, że tak macie. Ubrałam czarne obcisłe rurki, białą bokserkę i luźny beżowy sweter. Mimo, że jest lato dzisiaj było dość chłodno. Przetarłam twarz ręcznikiem i wykonałam lekki makijaż. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wzięłam jeszcze czarną torbę i spojrzałam na zegarek. Akurat minęło pół godziny. Doskonałe wyczucie czasu Abby.- pomyślałam. Zeszłam na dół.
-Mamo ja wychodzę!- powiedziałam zakładając buty
-Dobrze Abby tylko nie wróć za późno!
-Okej mamo. Pa!
Wyszłam przed dom, gdzie czekał już na mnie Jake oparty o maskę samochodu.

~.~.~.~.~.~.~.~.~.
Hej kochani ;** Na początek chciałam podziękować za wszystkie miłe komentarze pod pierwszym rozdziałem i prologiem. Na razie rozdział trochę nudny, ale już w kolejnych rozdziałach coś zacznie się dziać. Zachęcam do pytania na asku. Mam nadzieję, że się podoba i proszę o komentarze. Kocham was misiaczki ;**

piątek, 4 kwietnia 2014

Rozdział 1

-Mamo, patrz dostałam piątkę!- niska blondyneczka z pięknymi bursztynowymi oczami podbiegła do mnie z kartką w reku.
-To cudownie kochanie, jestem z Ciebie dumna- uniosłam ją i pocałowałam w policzek- jesteś zdolna po mamusi.
-Chyba raczej po tatusiu- przerwał mi melodyjny męski głos.

-Abby! Abby wstawaj do cholery !- z pięknego snu obudził mnie głos mojej mamy.- pokaż swoim nauczycielom, że chociaż na zakończenie roku potrafisz przyjść na czas...- głos mojej mamy dochodził z kuchni.
-Już mamo, już wstaję...- odparłam chrapliwym głosem.
Żółwim tempem zwlokłam się z łóżka kierując się do łazienki. Dzisiaj koniec roku. Dla wielu nastolatków najlepszy dzień w całym roku. Dla mnie...jeden z najgorszych. Jeszcze ten sen... Piękny. Ostatnio rzadko zdarza mi się mieć piękne sny. Pewnie uważacie mnie za wariatkę, bo nie cieszę się na wakacje, ale już niedługo przekonacie się, że mam ku temu znaczące powody. Przetarłam twarz zimną wodą, aby już do końca się przebudzić. Zsunęłam z siebie swoją piżamę składającą się z bielizny i luźnej koszulki i weszłam pod prysznic. Wole go o wiele bardziej od wanny. Gorący prysznic pozwala mi się odprężyć. Czasami potrafię spędzić pod nim nawet godzinę. Po dokładnym umyciu i wysuszeniu ciała ręcznikiem ubrałam się i spakowałam potrzebne rzeczy do torby. Wchodząc do kuchni niefortunnie się potknęłam czego skutkiem był śmiech mojej mamy.
-No dzięki mamo.- burknęłam.
-Jakbyś wstała wcześniej to byś się nie potknęła w pośpiechu.- powiedziała na pół się śmiejąc.
-Dobra teraz i tak to już nieważne.
-Kochanie wszystko w porządku?
-Nic już nigdy nie będzie w porządku- pomyślałam- Tak tak mamo wszystko jest okej.- skłamałam.
-Dobra jedz to i zmykaj do szkoły bo się spóźnisz... znowu- wsunęła mi talerz pod nos.
-Nie jestem głodna mamo. Wezmę tylko jabłko.
-No dobrze już leć.


***


Wchodząc do szkoły, szukałam wzrokiem mojej przyjaciółki (czyt.wariatki) - Jasmine. Dziwiłam się, bo to ona zawsze w szkole była przede mną, abstrahując od tego, że prawie zawsze się spóźniam. Ty się zawsze spóźniasz idiotko- pomyślałam. Dobra nieważne. Ważne jest teraz to gdzie ona jest. Kiedy już miałam odpuścić zobaczyłam biegnącą Jass (prawie każdy tak sobie skracał jej imię) ze łzami w oczach. 
-Co się stało?!- jęknęłam
-Potem ci opowiem, teraz już chodź bo się spóźnimy.


 ***


Prawie przez cały apel męczyłam Jass, żeby cokolwiek mi powiedziała, ale ona zapewniała tylko, że nic się nie stało i, że później mi opowie. Po kilkunastu próbach w końcu na to przystanęłam. Apel przebiegał jak co roku. Pierdolenie o Chopinie. Nie mam pojęcia po co oni za każdym razem mówią to samo. Dobra nieważne.
-Idziemy na lody?- spytała Jass
-A powiesz mi co się stało?
-Yhhm- odpowiedziała niepewnie
-No to idziemy.
Poszłyśmy do małej kawiarni, w której zawsze spędzałyśmy czas jak urywałyśmy się z lekcji. Zamówiłam podwójne lody czekoladowe tak samo jak Jass. 
-Abby, chciałam ci przypomnieć, że właśnie zaczęły się wakacje.
-Tyaa pamiętam jeszcze.
-I co zamierzasz z tym zrobić?
-A co mam z tym zrobić? Dobrze wiesz, że nie mam na to wpływu? On już całkowicie zawładnął moim życiem.
-Abby przestań tak mówić! Musisz mu się w końcu postawić. On potrzebuje lekarza. Przecież nie będziesz zawsze siedzieć cicho bo tak już długo nie pociągniesz.
-Jakiego do kurwy lekarza?
-Jak to jakiego przecież on jest chory psychicznie. Jake już dawno sfiksował. Zrozum to wreszcie. 

Jake to mój "chłopak". Jeśli można to w ogóle tak nazwać. Kiedyś nim był, ale w jego mniemaniu nadal nim jest. W towarzystwie udaje troskliwego, czułego. Ciekawa jestem czy ktokolwiek wie, jaki jest naprawdę. Dzięki niemu mój każdy dzień to koszmar. Jest wściekły kiedy spojrzy się na mnie jakikolwiek chłopak. Wpada w furie bije mnie wtedy wyzywając od suk i dziwek. 

*Wspomnienie
-Chodź skarbie pójdziemy popływać- przysunął dłoń do mojej talii próbując zaciągnąć mnie do wody. 
-Nie Jake nie mam ochoty- jęknęłam niezadowolona
-Powiedziałem chodź. Jesteś moja i masz robić co mówię. - powiedział unosząc lekko głos.
-Chyba sobie żartujesz w tym momencie. Nie mam zamiaru spełniać twoich zachcianek!
-Czy ty przypadkiem nie zapomniałaś z kim rozmawiasz?
-Nie, wcale nie zapomniałam. Rozmawiam ze swoim byłym chłopakiem. Kurwa, tak koniec, nie będzie dłużej Abby służącej i wszystko robiącej.
Jake przybliżył się do mnie, zacisnął dłonie na moich nadgarstkach i wysyczał przez zęby. - Jesteś moja już na zawsze. Nie masz prawa odejść. Musisz być ze mną i nigdy ode mnie nie odejdziesz. Rozumiesz?- Po tych słowach uderzył mnie pięścią w twarz.
-T-ttak - wyjąkałam tylko
-No i bardzo dobrze.
*Koniec wspomnienia

Od tego chyba się zaczęło. Od ta,tej pory Jake traktuje mnie jak swoją niewolnice. Nie mam prawa z nikim wyjść do nikogo zadzwonić z nikim rozmawiać. Mam być tylko jego. Jestem w tym chorym związku już prawie od roku. Dokładnie za dwa tygodnie minie rok. Nie potrafię sobie już poradzić z tym,  że chłopak, którego kiedyś kochałam teraz bije mnie i poniża. To mnie przerasta.


~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.

Hej wszystkim. No i udało mi się dodać rozdział dzisiaj ;) Przepraszam, że taki krótki, ale to pierwszy i poza tym strasznie boli mnie głowa. Obiecuję, że następny będzie dłuższy. Mam nadzieję, że się wam spodoba. Przynajmniej się starałam. Proszę tylko o odrobinkę motywacji w postaci komentarzy. Dla was to tylko minutka a dla mnie uśmiech na twarzy :***