Abby's POV
Wyczekująco wpatrywałam się w twarz Justina chcąc odczytać jakiekolwiek reakcje. Na początku zmarszczył brwi w dezorientowaniu.
-Nie przejmuj się Abby. Najlepiej to ignoruj. On już nic ci nie zrobi. Słyszysz?- wziął moją twarz w dłonie- Już nigdy cię nie skrzywdzi. Jesteś bezpieczna.- gładził kciukami moje policzki.
-Justin, dobrze wiesz, że to nieprawda. Ten pieprzony tyran już nigdy nie da mi spokoju.
-Obiecuję ci, że już nigdy cię nie dotknie.
-Nie składaj obietnic, których nie jesteś w stanie dotrzymać. Obiecaj mi, że nigdy mnie nie zostawisz.
-Obiecuję słoneczko- zaczął muskać ustami poszczególne miejsca na mojej twarzy zaczynając od czoła- nigdy- szeptał pomiędzy pocałunkami- zachichotałam na jego zachowanie- jesteś skazana na mnie do końca życia-ponownie zachichotałam przez łzy, które sama nie wiem kiedy wypłynęły spod moich powiek. Tą słodką chwile przerwały nam liczne klaksony skierowane w naszym kierunku. Odwróciłam głowę tak samo jak Justin i zobaczyliśmy zielone światło. Szatyn od razy ruszył uśmiechając się łobuzersko. Nasza droga do mojego domu minęła szybko. Może dlatego, że w dobrym towarzystwie. Co chwila wybuchaliśmy śmiechem z bezmyślnych żartów Justina. Z resztą od mojego liceum do domu było naprawdę blisko. Po 10 minutowej jeździe zaparkowaliśmy przed domem. Szatyn wysiadł jako pierwszy i otworzył mi drzwi. PIEPRZONY IDEAŁ. Podeszliśmy do drzwi i ku mojemu zdziwieniu były otwarte.
-Mamo?- zawołałam, kiedy byliśmy już w przedpokoju i ściągaliśmy buty.
-Cześć dzieci, wróciłam dzisiaj wcześniej z pracy, tata też zaraz wróci i właśnie... Chcieliśmy wyjechać do naszego domku letniskowego po dziadkach za miastem na weekend. Nie masz nic przeciwko?
-Nie no co ty mamo. Jedźcie i bawcie się dobrze- uśmiechnęłam się sympatycznie.
-Na pewno dasz sobie radę? Jeśli nie chcesz to zostaniemy.
-Daj spokój mamo nie mam pięciu lat. Wszystko będzie w porządku.
-Justin zaopiekujesz się moją córką?
-Jak zawsze- Justin się odezwał na co dźgnęłam go w ramię.
-Chcesz powiedzieć, że nie umiem sama o siebie zadbać- zapytałam z rozbawieniem
-Nawet nie przeszło mi to przez myśl
-Dobrze, dobrze tylko jeśli zamierzasz zostać u nas na noc to ostrzegam, że nie chce mieć jeszcze wnuków- odezwała się moja mama. Patrzyliśmy na nią przez chwilę po czym wybuchnęliśmy śmiechem.
-Proszę się nie martwić zajmiemy się wnukami tylko a pani pozwoleniem- Justin wybełkotał za co znowu oberwał w żebra. Clara tylko się zaśmiała i zniknęła w kuchni. Weszliśmy schodami na górę kierując się do mojego pokoju. Ja od razu skierowałam się do łazienki, a Justin... Sama nie wiem co ze sobą zrobił. Weszłam pod prysznic i uregulowałam temperaturę wody. Starałam się wykąpać jak najszybciej, żeby chłopak nie musiał długo na mnie czekać. Z resztą co to za przyjemność kąpać się w gorącej wodzie, kiedy na zewnątrz temperatura graniczy z piekłem? No właśnie. Żadna. Z racji tego, że ja nienawidzę marznąć pod prysznicem i po prostu nie potrafię się kąpać w zimnej wodzie... tak w ogóle to o czym ja myślę? Boże jestem taka żałosna.- skarciłam się w myślach. Idiotko ciebie nęka twój były chłopak, który pobił cię prawie do śmierci, a ty myślisz o tym, że nie lubisz się kąpać w ziemnej wodzie. Gratulacje i powodzenia. Zaśmiałam się z własnej głupoty. Wyszłam spod prysznica i osuszyłam swoje ciało białym ręcznikiem. Dopiero, kiedy byłam już całkowicie sucha zorientowałam się, że z pośpiechu nie wzięłam ze sobą ubrań. Nie miałam innego wyjścia. Okręciłam ręcznik dokoła mojego ciała, tak że sięgał mi do połowy ud. Stanęłam przed drzwiami.
-Justin! Zamknij oczy!- krzyknęłam zanim przekręciłam klucz w zamku i uchyliłam drzwi. Najszybciej jak tylko potrafiłam przebiegłam do szafy podtrzymując ręcznik, tak aby mi nie spadł.
-Skarbie nie musisz się mnie wstydzić- Justin powiedział chichocząc.
-Z tego co wiem to miałeś zamknąć oczy.
-A może ja wcale nie chciałem?- na to już nie odpowiedziałam, bo z bielizną, szortami i koszulką w ręku z powrotem pobiegłam do łazienki. Szybko ubrałam się, rozczesałam włosy, które związałam w luźnego koka. No i wyszłam w końcu z tej nieszczęsnej łazienki.
Justin's POV
Chyba oczywiste, że nie zamknąłem oczu. Dobrze wiedziałem, co zobaczę. Byłbym głupi. Zaśmiałem się sam z siebie i z reakcji Abby uciekającej do łazienki. Kiedy czekałem na dziewczynie myślałem co zrobić, żeby Jake w końcu dał jej spokój. Jej. Tylko jej. Bo mnie może dręczyć do końca życia, a ona się o tym nie dowie. Chce tylko, żeby Abby mogła spokojnie położyć się spać, a nie bać się, że następnego dnia może wydarzyć się coś złego. Ja sam się o nią boję. Teraz już wiem, że z tym gościem jest coś nie tak. A najgorsze jest to, że jestem totalnie bezradny. Nie mam już pomysłu jak jej pomóc. Jak pomóc samemu sobie, żeby przestać się o nią martwić.
~.~.~.~.~.~.~.~.~
Skarby przepraszam was, że tak długo nie dodawałam, ale są wakacje no i tak jakoś wyszło. Podzieliłam rozdział na części, bo chciałam już coś dodać, a wena zanika :c Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba i liczę na szczere opinie. Następna część rozdziału pojawi się dopiero kiedy pod tą częścią będzie ilość komentarzy, która mnie zadowoli. Zapisujcie się do informowanych, zaznaczajcie czytam :)) Kocham was wszystkich i do następnego :)