niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 12

CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Abby's POV
Nie wiem co mam myśleć. Może to co on mówił to prawda. Ale przecież musiałam tak zareagować, żeby nie wyjść na totalną idiotkę, prawda? Przecież nie mogłam zrobić nic innego. Gdybym powiedziała mu, że to jakoś mną poruszyło mógłby mnie wyśmiać i zostawić. A ja nie poradziłabym sobie bez niego. Wiem, że czuję do niego coś więcej niż przyjaźń, ale nie mogę się przyznać. Boję się odrzucenia i zniszczenia tego, co już zbudowaliśmy. Boję się, że on "przyjaźni" się ze mną tylko z litości, a gdybym wyznałam mu prawdę po prostu by się wystraszył i odpuścił sobie mnie. Tak jak ja. Już dawno odpuściłam sobie samą siebie. To dziwne i poplątane, ale takie jest właśnie moje życie. Ale właśnie dzięki Justinowi chciałam zmienić swój stosunek do świata. Przestać się bać. Postawić się Jake'owi. Nie wiem czy mi się uda. Nie wiem, ale będę próbowała dla rodziców, dla Jass, dla Justina ale przede wszystkim dla ABBY. Prawdziwej Abby, która chce się w końcu ujawnić. Nie skrywać w sobie nikogo innego. Tak mówię o sobie w 3 osobie. Może dlatego, że chce przedstawić siebie z perspektywy osoby trzeciej. Chcę się zmienić. Potrzebuje tego. Jestem ciekawa co Jake ma zamiar zrobić, ale po tym jak próbował mnie zgwałcić i pobił do takiego stanu w jakim jestem teraz, jestem pewna, że jest zdolny do wszystkiego. Przetarłam swoje oczy w celu przyzwyczajenia ich do jasnego światła. Było szczególnie jasne ze względu na to, że sala szpitalna wyposażona była we wszystkie białe rzeczy. Nawet ściany były białe. Wszystko. Spojrzałam w bok i zobaczyłam śpiącego Justina. Wyglądał uroczo. Jego włosy były w niecodziennym nieładzie, a usta lekko rozchylone. Chciałam usiąść, więc podniosłam głowę i plecy, ale przez ból jaki przeszywał moje ciało wydobyłam z siebie cichy jęk. Ponownie opadłam bezsilnie na łóżku z przyspieszonym oddechem.
-Abby...- odparł zaspanym głosem- co się dzieje?- mruczał pod nosem coraz bardziej się rozbudzając. 
-Śpij, wszystko okej.- czyżbym zaskoczyła was, gdybym powiedziała wam, że mnie nie posłuchał? Nie? Tak myślałam. Wracając do tematu. Justin powoli otworzył oczy i przekręcił się na drugi bok tak, że był twarzą do mnie.
-Boli cię coś?- powiedział z wymalowanym zmartwieniem w oczach
-Nie, Justin spokojnie wszystko jest w porządku- próbowałam go uspokoić, zapominając o jednym fakcie. Ja nie potrafię kłamać. Tym bardziej Justinowi. Jego mina wskazywała na to, że nie do końca mi wierzył. 
-Abby, skarbie, wiem, że kłamiesz.
-Justin, może powinieneś wrócić do domu widać, że jesteś zmęczony.
-Przestań, zostanę z tobą
-Idź się przespać tylko na parę godzin. Potem wrócisz.
-A co jak w tym czasie coś ci się stanie?
-Co ma mi się stać w szpitalu?
-Pojadę, wezmę prysznic odświeżę się i wracam okej?
-Okej- powiedziałam usatysfakcjonowana, że udało mi się go przekonać.
-Jakby coś się działo to dzwoń.
-Dobrze tatusiu.
-I czekaj tu na mnie. 
-Nigdzie się stąd nie ruszam- zachichotał na mój dobór słów.
-Widzę, że wraca stara Abby- uśmiechnęłam się,  a on wstał z łóżka i pocałował mnie w czoło


                                                                                                                         *
  

Jake's POV
Wyjechałem za miasto. Usunę się na chwilę, żeby potem znowu wrócić. Niech pomyśli, że już odpuściłem i wrócę w najmniej spodziewanym momencie. Na razie muszę się ukryć, bo pewnie jak Abby się obudzi, to powie kto ją tak urządził. Wtedy ani ten jebany lovelas, ani psy mi nie dadzą spokoju. Nie odpuszczę sobie jej. Ona jest moja. I będzie moja. Już na zawsze. Nikt mi jej nie zabierze. A już na pewno nie ten Justinek. Pożałuje, że w ogóle śmiał wtrącić się do naszego życia. Gdyby nie on, to pewnie Abby nie buntowałaby się tak bardzo. Już od jakiegoś czasu stwarza problemy, ale gdy tylko ten dupek się zjawił Abby nie dopuszcza mnie do siebie. Może trochę przesadziłem, z tym pobiciem, ale zasłużyła sobie. Teraz za późno na wyrzuty sumienia. Ja wiem, że ona mnie kocha. Ona na pewno mnie kocha tylko, ten Bieber namieszał jej w głowie. Niedługo już nie będzie takiego problemu. Zatrzymałem się u kumpla, tylko na jakiś czas. Dopóki sprawa nie ucichnie.
-Jake, a co u Abby? Dawno jej nie widziałem- podszedł do mnie Mickey** podając puszkę piwa.
-Wszystko po staremu- uśmiechnąłem się.




*1 miesiąc później*

Abby's POV

Minął miesiąc. Mój pobyt w szpitalu skrócił się do kilku dni. Wakacje szybko minęły. Z resztą jak wyszłam ze szpitala i tak zostało ich kilka dni. Justin nalegał mnie, żebym zgłosiła pobicie na policję, ale ja stwierdziłam, że skoro Jake nie daje znaku życia, to pewnie odpuścił chociaż nawet dla mnie wydawało się to mało prawdopodobne. Wolałam nie zawracać sobie tym głowy i cieszyć się tymi chwilami wolności, które mi dał. To dziwne, że jako osoba prawie dorosła w wolnym kraju musiałam, a raczej nadal muszę zachowywać ostrożność nawet we własnym domu. Mama po krótkim dochodzeniu też odpuściła zajęta swoimi sprawami i moimi zapewnieniami, że wszystko jest w porządku i nic mi nie grozi. W koncu po długim i męczącym tygodniu w szkole nadszedł piątek. W naszej szkole nauczyciele nawet na początku roku nie dają odrobiny luzu. Z racji tego, że była ładna pogoda postanowiłam wrócić do domu na piechotę. Wyszłam ze szkoły z Jass przy boku.
-Wybrałaś już sukienkę?- zapytała Jasmine, a ja zmarszczyłam brwi zdezorientowana.- Za dwa tygodnie moja impreza urodzinowa. W końcu osiemnastka!- Jass pisnęła
-Faktycznie nie mam jeszcze żadnej sukienki. Może pójdziemy dzisiaj na zakupy?
-Pewnie, że pójdziemy. Dawno razem nie wychodziłyśmy. Tylko jeszcze skoczę do domu i wezmę prysznic, bo ten upał robi swoje- wykrzywiła swoje usta w grymasie, na co ja zachichotałam.
-Masz rację skarbie.- powiedziałam po czym poczułam dłonie na dole swoich pleców. 
-Cześć słonko- Justin powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha i pocałował mnie w policzek. 
-Cześć Justin. Co tam? Jak ci minął dzień?- uśmiechnęłam się
-Tęskniłem za tobą- zrobił minę zbitego psa na co się zaśmiałam
-Nie przesadz..- przerwało mi odchrząknięcie Jass. 
-O cześć Jass- Justin pomachał jej na przywitanie
-Hej- uśmiechnęła się- Justin może masz ochotę pójść z nami dzisiaj na zakupy?
-Pewnie. Abby podwieźć cię do domu?
-Właściwie to miałam iść na piechot.. - znowu mi przerwano
-Czyli podwieźć. Chodź skarbie zaparkowałem niedaleko.- Nie próbowałam protestować, bo wiedziałam, że i tak mi się nie uda. Pożegnałam się z Jass pocałunkiem w policzek i umówiłam na nasze późniejsze wyjście. Doszliśmy do samochodu Jussa. Usiadłam w wygodnie w fotelu i czekałam na Justina, bo jak zwykle pan Gentelman musiał mi otworzyć drzwi. 
-Jedziemy do mnie czy do ciebie?- zapytał.
-Do mnie muszę wziąć prysznic. Idziemy przecież na zakupy
-Racja. Jak tam w szkole?
-Nawet mi nie przypominaj. Masakra.- Justin zaśmiał się
-Dziękuję ci kochanie ja też się cieszę, że spędziłeś dzisiaj dobrze czas- odgryzłam mu się, przyjmując obojętny wyraz twarzy.
-Ej Abby nie gniewaj się
-Ja?- udawałam, że nie wiem o czym mówi
-Tak ty
-Ja nie wiem o czym ty mówisz
-Wiesz
-Nie
-Tak
-Nie
-Tak
-Nie- naszą "kłótnię" przerwał sygnał przychodzącego smsa.

OD JAKE:
Stęskniłaś się skarbie? Już niedługo się zobaczymy

Moja twarz pobladła kiedy przeczytałam ten  tekst. Justin chyba to zauważył, bo od razu zaczął mnie wypytywać o co chodzi. Ja tylko przystawiłam mu mojego I Phona przed oczy, by mógł sam przeczytać.


*Wiem, że to nie Justin, ale ten gif tak pasuje do sytuacji, że nie mogłam się powstrzymać.
** Kolega Jake'a- nowa postać



~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.~.
Hejka kochani. Przepraszam, że tak późno, ale w końcu jest. Znowu nudny. Ale to już 12. Jak to szybko minęło. Mamy w końcu wakacje. Mam nadzieję, że udało wam się poprawić stopnie. Mam również nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Proszę również o komentowanie i dziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem. Przepraszam za błędy.  Kocham i do następnego misiaczki :*
ask
twitter








środa, 11 czerwca 2014

Rozdział 11



CZYTASZ=KOMENTUJESZ

Powoli otworzyłem białe drzwi szpitalne. Przeszedłem przez próg i nie wiedziałem co dalej mam ze sobą zrobić. Stałem jak wryty. Mimo tego, że chciałem się ruszyć, moje ciało odmawiało posłuszeństwa. Po dziesięciu sekundach mojego osłupienia w końcu ruszyłem z miejsca i podszedłem do łóżka, na którym leżała moja księżniczka. Usiadłem na krzesełku, który stał obok. Najdelikatniej jak potrafiłem chwyciłem jej dłoń w swoje i przyłożyłem do swoich ust. 

-Przepraszam- szepnąłem i choć nie byłem pewien czy mnie słyszy chciałem mówić dalej- Przepraszam, że mnie wtedy nie było przy tobie. Powinienem zostać. Powinienem cię chronić. Po to jestem. Kocham cię- po tych słowach po moim policzku spłynęła jedna samotna łza. Nie chciałem już nic więcej mówić. Chciałem jak najszybciej zobaczyć ją uśmiechniętą. Położyłem głowę na jej brzuchu i obserwowałem jak jej klatka piersiowa powolutku się unosi i opada. Nie wiem ile tam siedziałem. Sekundę, minutę, godzinę. To nie miało dla mnie znaczenia. Chciałem tylko znów zobaczyć jej przepiękne oczy. Jej uśmiech. Chciałbym jej powiedzieć prawdę. Chciałbym wiedzieć, czy ona czuje to samo do mnie. Chciałbym w końcu mieć ją. 




***

-Justin wstawaj - ze snu obudził mnie głos Clary - Justin zgnieciesz mi córkę. - cichy chichot uciekł z jej ust. Powoli otworzyłem oczy, zamrugałem kilka razy, aby przyzwyczaić moje oczy do jasnego światła.

-Przepraszam- szepnąłem jeszcze nie do końca rozbudzony.
-Wszystko okej? Wydaje mi się, że powinieneś wrócić do domu. Przynajmniej na chwilę. Pattie dzwoniła. Martwi się.
-Nie, zostanę.- byłem pewny swojej decyzji.
-Justin...- próbowała mnie przekonać.
-Nie mogę teraz pójść jak ona w każdej chwili może się obudzić.
-Zadzwonię do ciebie jak tylko się obudzi.
-Zostanę.
-Jak wolisz

Siedzieliśmy w ciszy. Pisałem smsy z Austinem. Jedną dłoń cały czas miałem przyłożoną do dłoni Abby. Odpisywałem na jakiś durny komentarz mojego przyjaciela, gdy nagle poczułem lekki uścisk mojej dłoni. Delikatny, ale jednak. Wstałem z miejsca jak oparzony. Jej ręka poruszała się coraz szybciej. Za nią była druga, a maszyny przypięte do jej ciała zaczęły wydawać inne dźwięki. 

-Wracaj kochanie. Czekamy tu na ciebie- szeptałem aby dodać otuchy jej lub samemu sobie. Jej powieki powili zadrgały, jakby próbowała je otworzyć, ale jakaś siła jej tego zabraniała. Powoli otwierała oczy, aż w końcu mogłem je zobaczyć. Clara od razu pobiegła po lekarza, a ja... Bałem się cokolwiek zrobić. Bałem się, że jeszcze bardziej ją zranię.
-Abby. Dobrze się czujesz?
-Tak, wszystko w porządku. - Abby powoli odzyskała zmysłu, rozbudziła się i usiadła.
-Justin. On mi nigdy nie da spokoju- Po tych słowach po prostu się rozpłakała. Delikatnie ją przytuliłem i głaskałem po plecach w celu uspokojenia jej. 
-Poradzimy sobie. Tylko nie odpychaj mnie błagam.
-Musiałam. Dla twojego dobra.
-O czym ty mówisz?
-Ja bałam się, że on coś ci zrobi. Zabronił mi się z tobą widywać. On pisał te smsy. - płakała coraz bardziej
-Ciiiii kochanie. Dasz radę. Będziesz silna. Jestem przy tobie. Musimy to gdzieś zgłosić.
-Nie Justin. Nie mogę. Nie możemy.
-Porozmawiamy później. Teraz musisz odpoczywać. - powiedziałem, po czym do sali wszedł lekarz i Clara
-W końcu do nas wróciłaś Abby- powiedział z uśmiechem, wydaje mi się, że trochę przesłodzonym
-Tak, kiedy będę mogła stąd wyjść?- zachichotałem na jej niecierpliwość
-Niedługo. Musimy zrobić ci kilka kontrolnych badań i pomóc twojemu ciału zregenerować się po pobiciu. Myślę, że za dwa dni będziesz mogła już wrócić do domu. 
-Dziękuję

Abby's POV

Boję się. Tak strasznie się boję. Nie wiem co mnie dalej spotka. Nie wiem co Jake jeszcze wykombinuje. Wiem na pewno, że nie odpuści, bo on nigdy nie odpuszcza. Wiele razy zastanawiałam się, co on we mnie widzi. Czemu nie może znaleźć sobie kogoś innego. Co ja takiego zrobiłam? Czym zawiniłam? Bóg aż tam bardzo mnie nienawidzi. To po co w ogóle przychodziłam na ten świat. Po to, aby istniało takie coś jak cierpienie? Cieszę się przynajmniej, że w moim życiu pojawił się Justin. Pomaga mi samą swoją obecnością.  Rozmyślałam tak dopóki nie zasnęłam. 



***

Obudziło mnie szuranie i jakieś dziwne szelesty. Powoli otworzyłam oczy. Pierwszą osobą, którą ujrzałam była moja mama. Później okazało się, że jest jedyna. I to jest to. Co ja mam jej powiedzieć. Prawdę? Czy znowu kłamać? Pim pim pim Sygnał smsa.

Od Justin ;*:
Nawet nie próbuj kłamać

Pieprzony jasnowidz. Zaśmiałam się w myślach. Sama nie wiem..
-Abby kochanie- moja mama zaczęła płakać.
-Mamo spokojnie. Już wszystko w porządku.- próbowałam ją uspokoić
-Córciu jak ja mam być spokojna. Ty prawie umarłaś.- wymachiwała rękami, chyba żeby sobie ulżyć
-Ale przecież żyję i nic mi nie jest.
-Powiedz kto ci to zrobił. To Jake prawda?- Brawo Abby myśl myśl. Śpiewałam w myślach piosenkę Kubusia Puchatka kiedy miał problem pukał się łapką w głowę, żeby myśleć. Tak wiem to dziecinne,
-Nnnie.. Znaczy tak- i tak kiedyś musiała się dowiedzieć.
-On wcześniej coś ci już zrobił?- nie chciałam odpowiadać po prostu pokiwałam twierdząco głową- Dziecko, czemu ty mi wcześniej nie powiedziałaś?
-Mamo możemy porozmawiać o tym później. Nie teraz. Nie tutaj.
-Masz rację córciu. Teraz musisz wydobrzeć. Porozmawiamy o tym w domu i obiecuję ci, że tego tak nie zostawię- Powiem wam szczerze, że te słowa niby proste i oklepane, ale w jakimś stopniu podniosły mnie na duchu. Miałam już dwie osoby, które mi pomogą. Chociaż sama nie wiedziałam, czy to nie są puste słowa. To wierzyłam... Chciałam wierzyć. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi, następnie widok ich rozchylonych, a w nich Justina. 
-Cześć słoneczko.- uśmiechnęłam się na moje nowe przezwisko
-Hej.- odpowiedziałam, ukrywając ból, który cały czas przeszywał moje ciało.
-Jak się czujesz?
-Dobrze
-Nie kłam
-Czuję się w miarę. Jest trochę lepiej, okej?
-Tak teraz okej. Przynieś ci coś? Potrzebujesz czegoś?
-Po prostu połóż się tu koło mnie- powiedziałam zirytowana jego ciągłymi pytaniami i nadopiekuńczością. W sumie to ciężko mu się dziwić.  Zadziorny uśmiech wkradł się na jego usta, po czym położył się koło mnie. Leżeliśmy w ciszy. Justin głaskał kawałki mojego ciała. Zaczynał od barków, szyi, dekoltu, brzucha, a mi zaczęły spływać łzy. 
-Co się dzieje? Zrobiłem coś nie tak? - Szatyn zaczął panikować, gdy zobaczył moje łzy.
-On mnie oszpecił. Patrz- mówiąc to podniosłam swoją koszulkę do góry, tak, aby chłopak mógł zobaczyć moje opuchnięte i posiniaczone ciało- Jestem brzydka. Przez niego- ponownie załkałam.
-Skarbie jesteś piękna.- głaskał mnie po policzku
-Kłamiesz.
-Nie kłamię, obiecuję. Jesteś najpiękniejsza, a siniaki i opuchlizna znikną.
-Ale co jeśli nie, kto mnie taką zechce. 
-Ja cię chcę. - powiedział z nadzieją (?) w oczach. Chciałabym, żeby to była prawda. powiedział, tak, tylko po to, żeby mnie pocieszyć. Tak, to jedyne wyjaśnienie. Muszę coś wymyślić, żeby nie wyjść na idiotkę. Nie Abby, nie możesz pokazać, jak bardzo jesteś poruszona tymi słowami.
-Justin. To nie to samo. Ty jesteś moim przyjacielem.- powiedziałam jąkając się, a wyraz twarzy Justina się zmieniła. Posmutniał. Dlaczego?
-Tak. Masz rację- uśmiechnął się - spróbujmy zasnąć okej?- powiedział po czym cmoknął mnie w policzek.

Justin's POV
Abby już spała. Jej klatka piersiowa unosiła się równomiernie. Jej słowa... zabolały mnie? Nie wiem czy to dobre słowo. Po prostu uświadomiły mi prawdę. Ona nic do mnie nie czuje. A ja prawdopodobnie robię z siebie debila. Trudno. 


~.~.~.~.~.~.~.~.~
Hejka kochani. Witam was po sporej przerwie. Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału. Musiałam przemyśleć parę spraw, byłam na pięciodniowej wycieczce. Jeszcze nauka do tego i tak jakoś wyszło. Do tego było naprawdę mało komentarzy. Przez co, nie miałam motywacji. Jeszcze raz przepraszam. A co do rozdziału,, wydaje mi się, że jest nudny, ale mam nadzieję, że się spodoba. Co do bloga to dalej zastanawiam się, czy jest sens dalej to pisać. Jeżeli czytacie komentujcie. Takie trudne? Może po prostu nie nadaje się do pisania. Zobaczę pod tym rozdziałem, jak będzie z komentarzami i wtedy zdecyduję :) Kocham was i do następnego :)
Kliknij czytam
ask
twitter